W Wilnie ks. M. Sopoćko, spowiednik s. Faustyny, znał jej [s. Faustyny Kowalskiej] "Dziennik" i objawienia w nim opisane. Po próbie najgłębiej przyjął jej misję służenia Miłosierdziu Bożemu jako celowi swego życia. Ponieważ s. Faustyna mówiła, że Chrystus chce, by powstało zgromadzenie Miłosierdzia Bożego, zaczał myśleć o założeniu tego zakonu.
W 1938 r. umarła s. Faustyna. W 1939 r. wybuchła wojna. Ksiądz Sopoćko zaczął tym gorliwiej zbierać ludzi, mówiąc im o Miłosierdziu Bożym i całkowitym oddaniu się narodu Jego opiece, widząc w tym jedyny ratunek dla Polski i świata.
Konferencje te znajdowały żywy oddźwięk u zebranych i kult Miłosierdzia Bożego zataczał coraz większe kręgi. Docierał nawet na Litwę. Aleksandra [Zofia Komorowska] wiedziałą o tym, żywo się zainteresowała i po przyjeździe do Wilna starała się dotrzeć do ks. i grup, w których wygłaszał prelekcje w kościele św. Michała, zakrystii św. Michała, w kaplicy sióstr Nazaretanek i w domach prywatnych.
I na początku 1940 r. parę osób z Sodalicji [Mariańskiej] Akademiczek zwróciło się do ks. prof. [M. Sopoćki] z prośbą o kontynuowanie pracy sodalicyjnej poprzez konferencje z zakresu życia wewnętrznego. Ksiądz prof. podchwycił tę myśl bardzo chętnie i doszło do I, a potem dalszych spotkań w prywatnym mieszkaniu ks. prof.
Grono było bardzo nieliczne i zamknięte. Przerabiałyśmy św. Franciszka Salezego "Traktat o Miłości Bożej" (referaty kolejno przygotowywane przez uczestników).
Jadwiga Osińska, kończąca studia filologii klasycznej, już w 1937 r. pisała na maszynie ks. prof.
I z nią pierwszą ks. prof. zaczął mówić na temat Miłosierdzia Bożego i przyszłego zakonu w myśl wskazań s. Faustyny. Jadzia [Osińska] od razu zgłosiła swój akces do przyszłego zgromadzenia i już 15.10.1941 r. złożyła prywatne śluby (pół roku wcześniej od pozostałych pięciu).
W międzyczasie ks. prof. rozmawia z innymi upatrzonymi: z Izą Naborowską (listopad/grudzień), katechetką, abiturientką gimnazjum A. Czartoryskiego w Wilnie (dowiedziała się przez p. Majewską, a przyprowadziła ją Osińska); z Adelą Alibekówną (marzec 1942 r.), która po ukończeniu (?) gimnazjum sióstr Nazaretanek w Wilnie pracowała w księgarni św. Wojciecha w Wilnie; z Zofią Komorowską (styczeń 1942 r.), która świeżo wyszła z więzienia (czerwiec 1941 r.), w którym w pewnym "momencie ofiarowała siebie Miłosierdziu Bożemu i była z całym więzieniem Jemu ofiarowana przez ks. prof. Sopoćkę". Po 24.06.1941 r. przez całą jesień i zimę, i wiosnę 1942 r. Z. Komorowska mieszkała w Czarnym Borze. Latem powrót do Wilna i wtedy zaczęła chodzić do p. Heleny Majewskiej i p. [Alojzy] Gilewskiej na przygotowanie do ślubów.
8.04.1942 r. 3-dniowe rekolekcje z matką Gilewską przygotowujące do złożenia I ślubów.
Do grupy dołączyła mniej więcej w tym samym czasie (jesień 1941 r.) Ludmiła Roszko, którą ks. profesor [Sopoćko] pewnego dnia, gdy przyszła z jakąś sprawą do niego, zapytał o plany na przyszłość. Wówczas usłyszał odpowiedź: "Myślę o klasztorze, ale nie wiem jaki". Wówczas zaczął mowić o s. Faustynie i Miłosierdziu Bożym, pytając, czy chciałabym należeć do przyszłego zgromadzenia Miłosierdzia Bożego. Natychmiast, bez wahania - owszem z jasną decyzją odpowiedziałam "Tak". Profesor Sopoćko lekko się uśmiechnął, a ja czułam się szczęśliwą.
Jako ostatnia doszła Jadwiga Malkiewiczówna, urzędniczka sądu (marzec 1942 r.).
Na Skopówce u sióstr urszulanek przypadkowe spotkanie ks. Sopoćki z całą gromadką (bez Izy). Tam powiedział nam o tym, że wyjedzie i że ks. Żebrowski będzie opiekował się nami i siostry anielskie.
Od tej chwili, tj. po 2.03.1942 r., kiedy [ks. Sopoćko] uchodzić musiał do Czarnego Boru, oddał nas pod opiekę sióstr anielskich (skrytki): Heleny Majewskiej i Alojzy Gilewskiej (przełożona). Pod ich kierunkiem przechodziłyśmy nowicjat. Przychodziłyśmy na ul. Świętojańska do ich domu, bardzo dyskretnie, pojedynczo, żeby nie zwracać uwagi ówczesnej władzy niemieckiej.
Pierwsze złożenie ślubów prywatnych i rocznych odbyło się 11.04.1942 r. w kaplicy sióstr karmelitanek na Zarzeczu. Przymował śluby ks. prałat Leon Żebrowski. Każda z nas otrzymała poprzednio imię zakonne, wyznaczone przez ks. prof. Sopoćkę, wpisane w tekst swego ślubowania.
Jadwiga O. [Osińska] - Faustyna
Iza N. [Izabela Naborowska] - Benigna
Zofia K. [Komorowska] - Helena (świeckie imię s. Faustyny)
Adela A. [Alibekow] - Kunegunda
Ludmiła R. [Roszko] - Konsolata
Jadwiga M. [Malkiewicz] - Teresa.
Również otrzymałyśmy medaliki z wizerunkiem Miłosierdzia Bożego.
Było nas sześć składających swoje pierwsze śluby już w ramach Zgromadzenia Miłosierdzia Bożego.
W tym czasie (od 3.03.1942 r.) ks. prof. Sopoćko musiał ukrywać się przed Niemcami poza Wilnem (w Czarnym Borze u sióstr urszulanek), jako cieśla pod nazwiskiem Rodzewicz, i ks. prałat L. Żebrowski zastępował go w opiece nad nami.
W Czarnym Borze ks. prof. ukrywał się w maleńkim domku w lesie. Siostry donosiły mu posiłki. Tam również odprawiał Mszę św. Pewnego dnia, w czasie odwiedzin Czarnego Boru i ks. Sopocki, Z. Komorowska miała okazję uczestniczyć we Mszy św. ks. profesora. Była to Msza św. niezapomniana, w czasie której odczuwało się najwyraźniej bezpośredni kontakt celebransa z Bogiem. Była to bezpośrednia rozmowa sługi z Panem. Świadkami tej Mszy św. były tylko siostra urszulanka służąca do Mszy św. i Z. Komorowska.
Ksiądz profesor zajmował się stolarką, nosił wielką brodę i świeckie ubranie.
Odwiedziła go również L. Roszko, w okresie Bożego Narodzenia. „Przyszłam w przebraniu kobiety wiejskiej, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi i przyniosłam maleńką figurkę Dzieciątka Jezus, którą otrzymałam od p. Gilewskiej z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia”.
Nasza praca szła w 2 kierunkach: 1 — wyrobienia wewnętrznego pod kierunkiem sióstr anielskich i 2 - przygotowania przyszłego Zgromadzenia. Pierwszą kierowały p. Gilewska, przełożona sióstr anielskich, i p. Helena Majewska. Były to skrytki, które miały zakład trykociarski.
Pani Gilewska była postawną, przystojną blondynką, energiczna, inteligentna, niemająca nic z cech dewocji, a całym sercem oddana Bogu.
Pani Helena Majewska, drobna, szczupła, bardzo cicha, zawsze uśmiechnięta, bardzo wewnętrznie głęboka i - w naszym pojęciu - święta, przy dużej inteligencji.
Obie miały zdrową formację zakonną, którą starały się nam przekazać obok wprowadzania pewnych tradycyjnych praktyk zakonnych, dla niektórych z nas nieprzekonywujących, jak na przykład: oskarżanie się w grupie z nieistotnych przewinień i potem całowanie w stopę obecnych współsióstr. Również przykrywania głowy (czapeczka, chusteczka), zlecone przez ks. prof. zgodnie z poleceniem św. Pawła, zdawały się zupełnie nieistotne i archaiczne. Tym niemniej poddawałyśmy się wszystkie tym zleceniom bez buntu, w imię ślubowanego posłuszeństwa.
Spotkania cotygodniowe u Sióstr były dla nas radosnym przeżyciem. Panowała swoboda, miła atmosfera. Po krótkiej modlitwie jedna pani, przeważnie p. Gilewska, poruszała zaplanowany temat, po czym wywiązywała się dyskusja. Mimo trudnych warunków wojennych prawie wszystkie przychodziły regularnie.
Pod opieką tych sióstr byłyśmy prawie 3 lata, aż do repatriacji.
Drugi rodzaj spotkań odbywał się pod kierunkiem ks. prałata Zebrowskiego w „podziemiach” domu parafialnego przy kościele św. Jana, w którym on w owym czasie mieszkał.
Zebrania te dotyczyły przyszłego Zgromadzenia. Odbywały się często, na zmianę z poprzednio omówionymi.
W mojej pamięci zapisał się ten okres jako okres intensywnej pracy, ogromnie ożywionych dyskusji, porywających myśli i pragnień. Była to kuźnia, w której wykuwała się koncepcja przyszłego Zgromadzenia i jego profilu, tak wewnętrznego, jak i zewnętrznego.
Wszystkie zgadzałyśmy się z tym, że przyszłe Zgromadzenie winno być inne niż wszystkie dotychczas istniejące.
Pragnęłyśmy połączyć w nim życie w zakonie i pracę w świecie. Stąd rodziły się czasem nieprawdopodobne pomysły i różne punkty widzenia.
Od razu zarysowały się dwie tendencje. Jedne z nas dąż stworzenia zakonu bardziej ścisłego, inne do zakonu bardziej nastawionego na pracę w świecie i przyjęcie form mniej rygorystycznych.
Ksiądz prałat Zebrowski nie przeszkadzał nam w swoi dyskusji i nie narzucał swojej koncepcji, chociaż przedstawił nam w końcu swoje propozycje. Zaproponowane przez niego zewnętrzne formy zupełnie nam jednak nie odpowiadały (np. strój), podczas gdy treść jego propozycji poważnie brałyśmy pod uwagę, omawiając je następnie z p. Gilewską i p. Majewską. W końcu zdecydowałyśmy przyjęcie mniej więcej następującej koncepcji:
Niewątpliwie miał być dom zakonny ze wszystkimi formami życia zakonnego we wspólnocie. Jednakże niektóre z nas miały pracować w świecie na różnych stanowiskach (ewentualnie po dwie), ale przyjeżdżając do domu macierzystego na pewien okres, raz do roku (biorąc pod uwgę pracę państwową, można się było liczyć realnie z jednym miesiącem spędzanym w swoim zakonie). W tym czasie miały chodzić w habitach i prowadzić życie zakonne według obowiązujących w nim reguł. Dyskutowałyśmy również, czy siostry mieszkające w domu zakonnym, wychodząc na zewnątrz, powinny mieć poza nim habity, czy raczej ograniczyć strój zakonny do własnego domu. Wobec przewidywania różnych prac państwowych, zgodnie z posiadanym przygotowaniem czy wykształceniem, zarysowała się koncepcja dwóch grup, z których jedne, pracujące na zewnątrz, miałyby zróżnicowane zadania i prace, natomiast grupa związana na stałe z domem zakonnym prowadziłaby podjętą przez siebie pracę np.:
- katechizację dzieci przy kościele,
- opiekę nad biednymi czy chorymi,
- prace wychowawcze i inne.
W dyskusjach przewidywałyśmy zawsze jeden chór.
W międzyczasie Niemcy zostali wyparci z miasta i ks. profesor Sopoćko powrócił z ukrycia w połowie 1944 roku [14.08], podejmując znowu pracę z nami. Spotkania z siostrami anielskimi odbywały się nadal.
Co roku ponawiałyśmy śluby (między innymi był termin 11 kwietnia, w dniu imienin ks. Żebrowskiego). Po powrocie ks. prof. bardzo uroczyste i pamiętne było dla nas odnowienie ślubów w roku 1944, kiedy w malutkiej kaplicy sióstr karmelitanek na Zarzeczu Adela wyniosła z kaplicy wszystkie klęczniki, tak że w ogołoconej kapliczce byłyśmy tylko my 6, ks. profesor i s. karmelitanka służąca do Mszy.
Według „Dzienniczka” s. Faustyny miała widzenia takiej ubogiej, ogołoconej ze wszystkiego kaplicy, w której w czasie ślubów spłynęły na ślubujących 6 osób (w nierównym stopniu) wielkie łaski.
Zaraz po Mszy św. i ślubach ks. prof. Sopoćko rozmawiał z nami jeszcze w kaplicy i podczas tego nagle obejrzał się na nas wszystkie, zatrzęsły mu się usta i broda z wielkiego wzruszenia.
I śluby - 11.04.1942 r. — ks. prałat Zebrowski, w kaplicy sióstr karmelitanek na Zarzeczu.
II (odnowienie ślubów) — 11.04.1943 r.? - ks. prałat Żebrowski w Karmelu.
III - 16.11.1944 r. — ks. prof. Sopoćko, Karmel.
IV -16.11.1945 r. - u p. Srebrzyńskiej, ks. prałat L. Zebrowski w Wilnie, Jadzia, Iza i Jadzia M. u św. Jana z ks. Sopocką, inne w rozproszeniu, pojedynczo składały śluby.
Rok 1945 był dla nas rokiem repatriacji. Pierwsze ostatnie (26 sierpnia 1946 r.) wyjechały Iza [Naborowska] i Jadzia [Osińska] do Wrocławia, razem z p. Srebrzyńską, u której mieszkała w Wilnie Jadzia przez ostatnie parę lat.
Postanowiłyśmy jechać do Krakowa i tam się spotkać, by już żyć wspólnie. Tymczasem tak się złożyło, że żadna z nas nie dotarła do Krakowa, lecz każda ze swoją rodziną znalazła się w innym mieście różnych miastach: Wrocławiu - Iza i Jadzia; Bydgoszczy (potem w Poznaniu) Adela, Radomiu - Zofia, Toruniu - Jadzia Malkiewicz.
I-sze rekolekcje wspólne miałyśmy w Poznaniu w mieszkaniu Adeli [Alibekow]. Dawał nam je ks. Władysław Siwek SJ przed 16 listopada.
Źródło: L. Roszko, Z żywym Bogiem iść przez życie. Zapiski duchowe, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz