Wyraźnie nic sobie nie przypominam.
1. Widzę, że była zbyt mała uwaga na Boga w ciągu dnia.
2. Dziś trudno mi przezwyciężyć pewną ociężałość woli, jakby tępotę czy zdrętwienie. Z obojętnością myślę o poważnych konsekwencjach, jakie zbliżają się z powodu zagubienia map. Wszystko mi jedno, co się stanie, bo wszystko w swoim ręku trzyma Bóg. Tak samo myślałam wczoraj, a jednak wczoraj przy tych myślach wewnętrzna postawa była aktywna, twórcza, mocna i pełna uwagi na tym poddaniu się nadchodzącym przykrościom. Dziś ta obojętność wcale nie jest myśląca, jest tępa i bierna. I w tym tkwi zło. Może za mało i za słabo staram się przezwyciężyć tę wewnętrzną ociężałość, chociaż stale usiłuję to robić.
3. Dziś miałam sporo przykrości od profesora. Widziałam, że jest na mnie zły, ale nic na to poradzić nie mogłam - to nie było z mojej winy. Nie usprawiedliwiałam się. Odnoszę wrażenie - i na pewno tak jest - że często traktują mnie ludzie trochę jak sztubaczkę, jak kogoś, z kim można się nie liczyć tak bardzo. Widzę to od dawna i nie mam pretensji do innego traktowania. Nie stawiam żądań i nie wymagam przysługujących mi rzeczy, takich jak np. osobny pokój, czy innych zewnętrznych... nieistotnych. A z drugiej strony ci sami ludzie traktują mnie kiedy indziej tak, że aż mnie to krępuje, bo widzę, że nie zasługuję na to. Zastanawiam się, skąd te kontrasty płyną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz