Wspomnienia o. Leonarda Głowackiego OMI

Spoglądając wstecz ze szczytu życiowej wspinaczki muszę wyznać, że za mało dziękowałem Bogu za to "objawienie" mojemu sercu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego na początku drogi zakonnej. Coraz lepiej rozumiem, jak wielka była to łaska. Ale w drodze duchowej od każdej wiedzy cenniejszy jest człowiek - świadek. Świadek na wzór Apostołów, który świadczy o tym, co widział, czego dotykały ręce i czym żyje.

Na mojej drodze taki świadek pojawił się w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zaiste, człowiek wybrany przez Boga - pani docent Ludmiła Roszko. Poznaliśmy się dzięki temu, że po jakiejś przeprowadzce zacząłem odprawiać w kaplicy Księży Michalitow, gdzie ona codziennie uczestniczyła we Mszy św. Kobieta autentycznie pobożn a, anielskiej prostoty i pokory. W kręgu znajomych mówiło się o niej po prostu "Ludka". Jako pracownik naukowy była bardzo systematyczna i zdyscyplinowana, a równocześnie, mówiąc dzisiejszym językiem, niezwykle otwarta i pokorna. Pamiętam, jak w czasie pewnej rozmowy duchowej wyjęła kartkę z zapisanymi pytaniami i po prostu skreślałą punkt po punkcie, gdy po swojemu jakoś rzecz wyjaśniałem, odpowiadała: "Aha, dobrze, rozumiem". Oczywiście niezmiennie "Dziękuję", bez żadnych wahań czy zastrzeżeń. Ja - wówczas młody kapłan i student, ona - z ogromnym dorobkiem naukowym (a odmawiano jej tytułu profesora i oskarżano politycznie, bo były to czasy specjalistów od demokracji). Pozostanie mi wzorem otwartości, o której dziś tyle się mówi, i którą tylu deklaruje, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. W tym miejscu wręcz rzetelność historyczna każe mi wspomnieć pewien wieczór. Ta okoliczność czasu jest ważna. Byliśmy umówieni w Instytucie Geografii, w którym pracowała. Prosiłal o poświęcenie gmachu, trzeba więć było wybrać godzinę, kiedy już był pusty. Wlewając do miseczki wodę święconą, uprzytomniła sobie za zakłopotaniem, że zapomniała o kropidle. Spojrzałem na biurko. Stał flakon z gałązkami cyprysu, więc powiedziałem z uśmiechem: "Pan Jezus o tym pomyślał".

Sięgnąłem po zieloną gałązkę i zanurzyłem w wodzie święconej. Pozostanie mi na zawsze w oczach, jak z radosnym wzruszeniem oprowadzała mnie po korytarzach, gdy święciłem gałązką z cyprysu. Właśnie ta osoba stała się żywym przekaźnikiem nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego.

Mozaika Obrzańska, IV-VI 2003

Źródło: Ludmiła Roszko (1913-2000), wybitny geograf i współzałożycielka Instytut Miłosierdzia Bożego w setną rocznicę urodzin, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Miłołaja Kopernika, Toruń 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz