Ludmiła Roszko jako nauczyciel akademicki i wychowawca

Osobista niezwykłość Ludmiły Roszko

Każdy, kto chce - nawet tylko po części - opisać świat geograficzny Torunia minionego XX wieku - nie może nie uwzględnić jego szczególnego zjawiska, jakim była p. prof. Ludmiła Roszko, a właściwiej - jak podpisywała swe życiorysy, prace naukowe i korespondencję - Ludmiła Roszkówna. I to z tego względu, a jest to aktualne w ocenie lej roli dla różnowiekowego otoczenia geograficznego, że wycisnęła Ona - pozostając osobą skromną i życzliwą światu i ludziom - niezatarte piętno swego znaczącego i prawie wstydliwego, a głęboko zapadającego, oddziaływania... Porywała swym sposobem myślenia. Dawał się on rozszyfrować w strukturze Jej wykładów, prac i wypowiedzi dyskusyjnych. Zachwycał erudycją prowadzenia ich treści wiodącej i zawsze - w lej wypowiedziach - odpowiednich werbalnych wtrąceń/dygresji uzupełniających, które nigdy nie rozrywały ani bieżącego śledzenia, ani sumarycznego partycypowania tematu zasadniczego. Czy się to komuś podobało, czy nie - nawet mimo kontrzabiegów i różnorakiej negacji Jej istnienia w Zespole Katedr Geografii Fizycznej czy w Instytucie Geografii UMK - Jej osobę i „Geograficzną Osobowość” widać było na każdym kroku.

Jej wychowawcze oddziaływanie na brać studencką - zawsze skierowane do całości rocznika, grupy ćwiczeniowej, grupy praktyki lub wycieczki regionalnej (parudniowej) lub lokalnej (jednodniowej) znajdowało taki wyraz praktyczny, że było w odbiorze ujmowane jak całkowicie prywatne indywidualne i kreatywne nauczanie, windujące odbiorcę na poziom o szczebelek wyższy niż dotąd. W tym tkwiła trudna do podrobie-nia tajemnica Jej akademickiej - dydaktycznej i wychowawczej - wielkiej sprawności.

Ludmiła Roszko - była, jest i pozostaje zjawiskiem „niezwykle osobliwym, szczególnym, jedynym”, zresztą jak każdy człowiek, jak człowiek w ogóle - jak to stwierdził P. Teilhard de Chardin - a szczególnie taki, którego - przez swą postawę i działanie - możemy uznać za godnego reprezentanta LUDZKOŚCI, a nie jedynie biogatunkowego przedstawiciela populacji ludzkiej na Ziemi. Błyszczała w świecie, w którym - w powszechnym odczuciu - obniżyła się wartość człowieka: członka ludzkiej populacji - jako osoby. Człowiek-osoba to przedstawiciel ludzkości; człowiek-antyosoba to także antyczłowiek i jako taki reprezentuje jedynie biologiczną populację gatunku. Ludzkość to bowiem moralne, etyczne, intelektualne oraz kulturowo-religijne PRZEDPROŻE ŚWIĘTOŚCI!

Przy „Jubileuszu 100-lecia Urodzin Ludmiły Roszko” jest okazja przy-pomnienia Jej życiorysu, charakteru i osobowości oraz podjęcia próby zgłębienia Jej tajemnicy, którą stale - wbrew temu, że żyliśmy obok Niej w tym samym czasie, braliśmy udział w tych samych spotkaniach w jednym Instytucie, często bywaliśmy na tych samych konferencjach, wycieczkach i na jednym terenie badań, bliska, a odległa - pozostaje otoczona aurą tajemnicy własnej egzystencji, własnych myśli i zapisów.

Tajemnica miejsca urodzenia

Wszyscy w Instytucie Geografii UMK wiedzieli, że jest Polką z wileńskich Kresów, z Wilna. W swych powojennych życiorysach konsekwentnie wskazywała na Wilno; chociaż czasem zadziwiająco lakonicznie, jakby obawiając się potencjalnej „wsypy” w powojennej rzeczywistości Torunia. Oto początek odręcznego życiorysu (Toruń, 9 VII 1946 r.): Życiorys. Data urodzenia 1913,15 czerwca, Wilno. Gimnazjum skończyłam w r. 1933 i w roku następnym wstąpiłam na Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie, obierając jako dział studiów - geografię. Temat pracy magisterskiej - „Geografia dróg historycznych na Wale Oszmiańskim”. Dyplom otrzymałam 5grudnia 1939 roku [...]. L. Roszkówna.

Kolejna nota życiorysu (Toruń, 27 III 1951 r.): Życiorys. Data urodzenia 15 czerwca 1913 r., w Wilnie. W roku 1933 ukończyłam Gimnazjum Humanistyczne SS. Nazaretanek w Wilnie. W następnym roku zaczęłam studia geograficzne na Wydz. Matem.-Przyrodniczym Uniw. Stefana Batorego w Wilnie [...]. W trzech zdaniach na początku wszystko zdarzyło się „w Wilnie”. Czyż można było nie uważać Jej za wilniankę, aż do dnia wyjazdu z Wilna 7 VII 1945 r. (w innym miejscu podała datę 9 VII 1945 r.). Ankieta personalna z 6 VI 1953 r. podaje zwięźle: „ur. 15 czerwiec (29 VI) 1913 r. Wilno”. Powyższe wypisy pochodzą z teczki osobowej Archiwum UMK - K34N/36 „Doc. dr Ludmiła Roszko „A” 1 X 1945-30 IX 1983 (kart 1-303)”. Jeszcze w pośmiertnym pożegnaniu L. Roszko (Głos Uczelni, 2001, nr 1) powtórzono dane: „Urodziła się w Wilnie w 1913 roku w rodzinie nauczycielskiej”.

Tymczasem, całkiem na końcu teczki osobowej Archiwum UMK znajduje się kserokopia odręcznego życiorysu, który zacytuję w całości: Życiorys. Urodziłam się 28 czerwca (k.ju.) w Smoleńsku. W1924 przyjechałam z Rosji do Wilna i odrazu [AO, pisane łącznie] wstąpiłam do III oddz. Szkoły powszechnej im. Z. Bukowieckiej, którą ukończyłam w 1928 roku. Tegoż roku zostałam przyjęta na podstawie egzaminu do IV klasy Gimnazjum Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu w Wilnie, którą w 1933 ukończyłam. Ludmiła Roszkówna. Kopię życiorysu, pisanego z myślą o podjęciu studiów, poświadcza okrągła pieczęć Lietuvos Centrinis Valstybes Archyvas z godłem Pogoni; i w podpisie „Laimute Breslavskiene. 2012.05.21”. To całkiem nowy nabytek Archiwum UMK. W tym momencie wydawało się, że wtedy dwudziestoletnia i prawdomówna panna Ludmiła nie mogła skłamać co do miejsca swego urodzenia. Dlaczego podała Smoleńsk, miasto rodzinne swojej matki, jako własne miejsce urodzenia? Może, aby - jak mówią Rosjanie „na vsjakij neobyknovennyj slućaj” - odwrócić ewentualną uwagę nieprzychylnych osób od ukraińskich rodzinnych stron swego ojca?! A może Wilno pojawiło się od 1945 r. w życiorysach z lęku przed Rosją?

Cały czas od urodzenia (15 VI1913 r.) aż do przyjazdu do Polski, przez Warszawę, Nowe Troki do Wilna (28 VIII 1924 r.), był prawie jedenastoletnim (bez około dwóch miesięcy) rosyjsko-ukraińskim okresem w życiu Ludmiły Roszko. 

Skrupulatny tropiciel losów prof. Ludmiły Roszko, ks. dr Michał Damazyn (2013, Profesor Ludka - życie i wiara, s. 20-21) podał jeszcze zupełnie inne możliwe miejsce urodzenia, małą wieś - Nowoswitliwka - na wschodzie Ukrainy. Wieś ta leży około 10,5 km na południowy wschód od Ługańska (Zagłębie Donieckie) i około 16 km od położonego od niej na wschód najbliższego punktu granicy ukraińsko-rosyjskiej na rzece Północny Doniec. W wymienionej pracy jej autor (2013) podał, że „jest księga metrykalna cerkwi prawosławnej we wsi Nowoswitliwka, w której, pod numerem 57, z datą 20 czerwca 1913 roku, zapisano akt urodzenia dziewczynki o imieniu Ludmiła. (...)". Tak więc - z wyboru sytuacyjnego wilnianka - urodziła się jako Ludmiła Vasilievna Rożkova, „Rosjanka wyznania prawosławnego, w dniu 15 czerwca 1913 roku [...] (czyli 29 czerwca według kalendarza obecnie używanego)”, we wskazanej wyżej miejscowości na Ukrainie.

Małżeństwo rodziców L. Roszko, początkowo sami, a potem z dziećmi, mieszkało w latach 1911-1918 w Rosji, w mieście Murom nad rzeką Oką, około 270 km od centrum Moskwy. Ojciec pochodzenia chłopskiego, nauczyciel gimnazjalny osiągnął pozycję dyrektora gimnazjalnego. W innym miejscu ks. Damazyn (2011, s. 211) podał, że był on „dyrektorem gimnazjalnym i obywatelem ziemskim z gubernii chersońskiej” (Chersoń nad M. Czarnym, u ujścia Dniepru). W „Archiwum Rodzinnym (p. Lecha i p. Tomasza Polakiewiczów)” czytamy: „Rodzice ojca mieli majątek ziemski w gubernii chersońskiej [...] zniszczony przez bolszewików”. Matka Ludmiły z rodu Domańskich, herbu Larysza (Laryssa), miała silne patriotyczne korzenie (przodek od strony Jej mamy był generałem w powstaniu listopadowym 1830-1831). Arystokratka ta była wzorcowym obrazem matki-Polki i Polki-katoliczki. Vasilij Rożkov po rewolucji bolszewickiej 1917 r. wziął udział w białogwardyjskim puczu w Muromiu w lipcu 1918 r. Za tę postawę lokalne władze czerwonej Rosji skazały go na śmierć. Po ucieczce ukrywał się na Ukrainie. Tu w 1919 r. zmarł (tyfus?, kula czerwonoarmisty?). Po spokojnym okresie muromskim (1913-1917/18) rozpoczął się, od piątego roku życia Ludmiły, najtrudniejszy okres w osieroceniu, w czasie wojny domowej i rewolucji, i w bardzo ograniczonych warunkach egzystencji. W swych wspomnieniach L. Roszko (2009, Notatki, s. 98) zapisała: 

Wszystko, co przeżyłam w tamtym okresie, zostanie aż do Sądu Ostatecznego najgłębszą tajemnicą, znaną tylko Tobie, Panie. Ale to też w tym okresie i na tamtej ziemi - kiedy tuż obok zrodziła się Polska po odparciu rosyjskiego syjono-bolszewizmu w 1920 roku - bo w latach 1921-1923 i w przestrzeni prawosławia doszło u Niej do przemyśleń: Od najmłodszych lat (plus minus 8-10 lat) czułam i „wiedziałam” w niewytłumaczalny dla mnie sposób, że będę zakonnicą, choć naprawdę nic nie wiedziałam o życiu zakonnym, poza tym, że zakonnice należą do Boga (Ludka, Ludmiła Roszko, 2005, IMB, s. 15).

Wileńskie dojrzewanie geograficzne

Pierwsze osobiste kontakty człowieka z przyrodą (las, łąka, rzeka) zaczynają się zawsze poprzez uczestnictwo rodzinne (na łonie natury). I to staje się zaczynem nabywania świadomości bio-geograficzniej i z kolei nakładającej się świadomości historycznej (historyczno-kulturowej). Znany filozof (wileńsko-toruński, etyk i esteta), prof. dr Henryk Elzenberg stwierdził, że jego osobista uświadomiona potrzeba kontaktu z przyrodą rozpoczęła się w wieku ok. 8 lat, podczas konnych przejażdżek w lesie. Można uważać, że w przypadku L. Roszko było podobnie. A zatem powstawanie u Niej dziecięcej świadomości przestrzeni pięknego widoku - wartego podziwu - następowało w lasach Rosji oraz na stepach i polach Ukrainy. Z całą pewnością przed przyjazdem do Wilna.

W edukacyjnym okresie wileńskim - szkolnym (1924-1928) i gimnazjalnym (1928-1933), szczególnie podczas klasowych wycieczek po naj-bliższej okolicy Wilna, ale i do Warszawy, Krakowa i w Tatry - na wrażenia estetyczne, jakie powstawały w młodym obserwatorze, zaczął nakładać się wyraźny horyzont poznawczy, nawet osobiście o zabarwieniu penetracyjnym. Pomagało temu słowo komentarza nauczyciela-wychowawcy, które nie przeszkadzało słyszeć muzyki lasu, szumu strumienia górskiego czy hałaśliwego tętna miejskiej ulicy i doznawać ciszy wielowiekowego wnętrza katedry na Wawelu. Zmiany w relacji do środowiska geograficznego - w miarę „nabywania duszy” (jak określił to H. Elzenberg) - polegały także u L. Roszko, uczennicy i licealistki, na nakładaniu się elementów nowych na dotychczasowe. Te dawne pozostawały częściowo niezmienione (Legodzińska, 2003). Oznaczało to jednak, że każdy nowy kontakt z przyrodą i przez to każdy następny etap stawania się „prywatnym (intymnym)” geografem był bardziej złożony od poprzedniego.

Tak jak nie wiemy dokładnie, dlaczego i kiedy zmieniono (mama i obie córki) nazwisko „Rożkov” na „Roszko” (herbu Rola) w polskich wersjach: „Roszkowa”, „Roszkówna”, i prawosławie na katolicyzm, tak też nie wiemy, kiedy zapadła u Ludmiły Roszkówny decyzja podjęcia studiów geograficznych. Można przyjąć, że w połowie gimnazjum albo może dopiero po maturze. Ale wtedy musiała już mieć świadomość krajobrazowej syntezy (naturalno-cywilizacyjnego) środowiska geograficznego. Pozostaje zagadką, czy będąc, stosunkowo wcześnie i mocno, osobą ubóstwionego rozumu, doszła i ewentualnie kiedy lub w jakich okolicznościach do animizującego spojrzenia na krajobraz.

Studia na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym USB stały się szczytowym okresem wileńskiego dojrzewania geograficznego. Skoro studiowała geografię, to samo przez się jest to oczywiste. Od 12 X 1934 r. jest członkiem „Koła Przyrodników Studentów USB w Wilnie” (fot. 2). Zakres programu studiów L. Roszko rozszerzała przez (nadprogramowy) udział w pracach terenowych związanych z przygotowaniem mapy petrograficznej Wileńszczyzny, pod kierunkiem prof. dr S. Małkowskiego (kier. Zakładu Mineralogii i Petrografii) i asystenta terenowego dr. J. Wojciechowskiego. Jako studentka, latem 1937 r. bierze udział w pracach nad jeziorem Świteź (fot. 3). Ich efektem jest opracowanie morfologiczne i hydrograficzne strefy brzegowej tego jeziora oraz zalesienia rezerwatu jez. Świteź. Latem 1939 r. prowadziła badania terenowe w zakresie osadnictwa na Wołyniu, w których pomocne okazały się Jej dodatkowe studia historyczne (2 lata) na USB. Tymi badaniami kierowała dr Wanda Rewińska z Katedry Geografii Fizycznej USB, a wykonywano je na zamówienie Wołyńskiego Instytutu Naukowego w Krzemieńcu. Badania te przerwała II wojna światowa, a ludobójczy upadek i trwałe odczłowieczenie Ukraińców z oddziałów UPA całkowicie zmieniły strukturę etniczną Wołynia (porównując stany struktury etnicznej z lat 1939 i 1946).

W okresie pierwszej okupacji sowieckiej Wilna L. Roszko w okresie 1 XII 1940-20 IX 1941 r. pracowała jako nauczycielka geografii w VI Państwowym Wileńskim Gimnazjum dla Dziewcząt. Od października 1941 do łipca 1944 r. mgr Ludmiła Roszkówna pracowała w polskim tajnym szkolnictwie średnim zorganizowanym w kompletach kierowanych przez dyr. J. Bohdanowiczównę. W okresie kolejnej, drugiej okupacji sowieckiej, w okresie 1 X 1944-1VII 1945 pracowała pod kierunkiem prof. dr. E. Pas¬sendorfera, geologa i paleontologa, prowadząc Muzeum Geologiczne Li¬tewskiego Instytutu Geologicznego (LIG) w Wilnie. 

Wileńskie studia, prace terenowe i magisterium u prof. dr. M. Limanowskiego (5 XII 1939 r. - uzyskane egzaminem w 72. rocznicę urodzin Marszałka Józefa Piłsudskiego), nauczycielska praca dydaktyczno-wychowawcza w szkolnictwie średnim, oficjalnym (1940/1941) i podziemnym (X 1941— -VII 1944) oraz ścisły kontakt z wybitnym geologiem prof. dr. E. Passen¬dorferem podczas studiów i w LIG (X 1944-VII 1945) uformowały różno¬rodność i pułap osiągniętej wiedzy oraz geograficzną osobowość Ludmiły Roszko na poziomie odpowiednim do podjęcia pracy na stanowisku asystenta w Kat. Geogr. Fizycznej Wydz. Matem.-Przyrodniczego UMK z dniem 1 X 1945 r. W tej sprawie polecał Ją, pewny swego, prof. Passendorfer.

Wilno, chociaż nie okazało się Jej miastem rodzinnym, to jest Jej mia-stem rodowodowym w sensie narodzin Jej geograficznej osobowości.

Ludmiła Roszko jako nauczyciel akademicki - dydaktyk

Jeżeli tak, z podkreśleniem - „nauczyciel akademicki - dydaktyk” - ujęto tytuł tego rozdziału wspomnień, to celem tego było wskazanie i podkreślenie, że prof. Ludmiła Roszko trwała jako badacz i nauczyciel akademicki o pełnej świadomości swej roli i odpowiedzialności, i zawsze - do każdych zajęć - okazywała się perfekcyjnie przygotowana. Taka formuła, należna każdemu pracownikowi naukowo-dydaktycznemu uczelni, oddziela grupę uczonych od przypadków „z ulicy”, niestety, niekiedy zdarzających się w szkole wyższej (głównie prywatnej, lokalnej), czyli od nauczycieli „rzemieślników”.

Uniwersytet - jako (historyczny i nominalny) diament w koronie szkolnictwa wyższego - jest kuźnią adeptów nauki i dobrego przygotowania zawodowego o szerokiej wiedzy w zakresie filozoficzno-przedmiotowym i umysłach zaprawionych w nieskrępowanej dyskusji oraz zdolnych do przeciwnego zdania, które głosi inną logiczną drogę wciąż celowego rozumowania. Do realizacji tak określonego zadania nauczyciela akademickiego Ludmiła Roszko przywiązywała dużą wagę, w tym do „słowa i stylu” naukowego oraz logiki konstrukcji swych wypowiedzi.

Każdy Jej wykład (zbiór wypowiadanych zdań) świadczył o tym, że doskonale rozumiała subiektywne i obiektywne spojrzenie na naukę i potrafiła je wytrawnie łączyć, ale i rozdzielać. Nauka (subiektywnie rozumiana) była Jej indywidualną wiedzą systematyczną; prof. Roszkówna miała zdolność szerokiego rozumienia, systematyzowania i powiązania wiedzy ze swej dziedziny, a przez to dydaktycznego przeprowadzenia swych działań (wykłady, ćwiczenia, praktyki); przekazywania jej na należytym akademickim poziomie. Kto bada - uczy się; skoro się uczy - dochodzi do zrozumienia; tylko rozumiejąc - można studentom wiedzę dobrze przekazać.

„Nauka rozumiana obiektywnie nie jest wiedzą, lecz układem zdań obiektywnych” - tak definiuje ją J. Bocheński (1992, s. 22). W takim ujęciu można było usłyszeć na Jej wykładzie: historia odkryć geograficznych uczy, że każdy najdalszy zakątek świata jest poznawalny, pozostawało to tylko kwestią czasu, środków, decyzji, sposobu penetracji i charakteru odkrywców (oraz mieszkańców odkrywanego lądu lub wyspy). Dlatego też przekaz wykładu dydaktycznie poprawny - a dotyczący kwestii naukowo-obiektywnego sposobu wypowiedzi - ma kilka cech nadrzędnych: (a) jest systematycznie uporządkowaną konstrukcją werbalną obiektywnych zdań; (b) musi zawierać dużo informacji o „nowym stanie rzeczy” przekazanych faktycznie obiektywnymi zdaniami; (c) winien być (tak jak obiektywna nauka) „przynajmniej zasadniczo” dostępny słuchaczom (Bocheński, 1992). W ten sposób taka nauka i taki wykład - przez ich percepcję - stają się tworami społecznymi, tj. w najwyższym stopniu pożądanymi. Z taką myślą L. Roszko przekazywała swą wiedzę (każdą) w zakresie geografii fizycznej i regionalnej, geomorfologii i środowiskowej geografii stosowanej.

Życie prof. L. Roszko jako nauczyciela akademickiego - dydaktyka było wypełnione tytaniczną pracą. Począwszy od 1947 r. prowadziła dydaktykę z następujących rodzajów zajęć i przedmiotów:

Ćwiczenia:

- wstęp do geografii (dwa programy), I r. (1947-1948,1951-1954);

- geomorfologia, II r. (1950-1955);

- geografia fizyczna ogólna, III r. (od 1954);

- problemy geomorfologii, IV r.(1952/1953).

Proseminaria, seminaria, pracownie:

- proseminarium z geografii fizycznej, I r. (1965-1966);

- proseminarium specjalizacyjne, IV r. (od wielu lat);

- pracownia specjalizacyjna, IV r. (od wprowadzenia przedmiotu);

- seminarium, V r. (od szeregu lat);

- pracownia specjalizacyjna, V r. (od szeregu lat).

Praktyki terenowe:

- geomorfologia (14 dni), II r. (przez wiele lat);

- geomorfologia/geogr. fizyczna, III r. (od wielu lat do 1975). Wycieczki:

- programowe regionalne (tygodniowe), I, II, III r. (wiele lat do 1970);

- programowe lokalne (jednodniowe), I, II, III r. (wiele lat).

Od 1951 r., w różnym czasie, prof. L. Roszko prowadziła wykłady z wielu przedmiotów. Łącznie było ich 11 tytułów według podziału na lata stu¬diów. Są to:

I r. - wstęp do geografii fizycznej (1951-1954);

- historia odkryć geograficznych (1952-1960,1963-1964,1972);

- wybrane zagadnienia z geografii fizycznej kontynentów (1972- -1973);

II r. - geografia fizyczna świata (1967-1968);

- geografia fizyczna ogólna (1952-1956);

III r. - geografia regionalna świata-Afryka, Ameryka, Australia (przed

1960);

- geografia fizyczna Polski (1957-1960, 1963-1975);

IV r. - metody badań w zakresie geografii fizycznej i geomorfologii

(od 1969);

- paleogeografía i litologia czwartorzędu (z V r., od 1975);

V r. - wykład monograficzny (z IV r., szereg lat);

- ochrona i kształtowanie środowiska geograficznego (od 1969). 

Nadto dochodziły do tego jeszcze: wykład na WSI w Bydgoszczy pt. „Surowce mineralne Polski na tle zasobów świata”, III r. (1954-1955), wykłady i ćwiczenia z geomorfologii na Archeologicznym Obozie Szkoleniowym (1951-1953) w Biskupinie oraz dorywcze wykłady na kursach WODKO.

Studia geograficzne w roku akademickim 1957/1958 wydawały się nam, wówczas studentom I roku geografii na Wydziale BiNoZ UMK, studiami raczej dla mężczyzn w męskiej, solidnej oprawie wykładowców akademickich. Dla mego roku, na pierwszym semestrze, jedynie lektoraty prowadziły panie (T. Ostroumowa, H. Dzikowska i p. Gertsman); skład osobowy wykładowców semestru zimowego (1957/1958) całkowicie nas w tym upewnił. W Collegium Maius, gdzie na parterze (w SE narożniku budynku) mieścił się Dziekanat Wydziału BiNoZ, można było zapoznać się z programem zajęć na nowy letni semestr, dla nas drugi I roku. Przeczytałem tytuł nowego wykładu: „Historia odkryć geograficznych” i obok imię i nazwisko profesora: doc. dr Ludmiła... - ekspresowe skojarzenie naporu słowiańskiego wschodu (a jeśli tak - to uwaga, mieliśmy przecież lektorkę Tatianę O.). Za imieniem nazwisko informowało, że jest to: Roszkówna... To przecież kresowe polskie nazwisko... porcja uspokojenia. I do tego jeszcze ta forma nazwiska - panieńska, podana według przedwojennej tradycji dobrego domu. Jedyna pani wykładowca doc. dr L. Roszkówna na I roku, z przedmiotów ściśle geograficznych. Ten fakt wyostrzył naszą ciekawość.

Wreszcie pierwszy Jej wykład w „Harmonijce”, gdzie oprócz Studium Wojskowego UMK mieściła się do końca roku akademickiego 1957/1958 toruńska geografia, uniwersytecka i PAN-owska. Drzwi zamknięte, sala skupiona, cisza; nowe zeszyty do nowego wykładu na zielonych stołach. Punktualnie z kwadransem drzwi się rozwarły, wpłynęła nieznana nam dotąd postać - pogodna, poważna, lecz o życzliwym miłym spojrzeniu. Chociażby tym wyglądem uzyskała naszą akceptację i pozytywne nastawienie do „nowej” pani docent i do Jej przedmiotu. Jak się wkrótce okazało najbardziej barwnego i geograficznego na I roku. Stanęła za katedrą. Przedstawiła się pełnym imieniem i nazwiskiem (i prysnęły wątpliwości oraz obawy sprzed paru dni). Naszkicowała zakres przedmiotu, sformułowała temat pierwszego wykładu i zaczęła mówić - właściwie wprowadzać nas w historię najstarszego, ale coraz dalszego horyzontu geograficznego rozpoznania.

Dzieje ludzkie na Ziemi informują nas o wydarzeniach, które zwykle określa się jako przełomowe. W stabilnym rozwoju społeczeństw i narodów pojawiają się - czasem częściej, czasem rzadziej - fakty odkrywcze uważane za geopolitycznie i geocywilizacyjnie epokowe. W geograficznym procesie odkrywczym mówi się nawet o przełomie Epoki Wielkich Odkryć Geograficznych, o zasięgu kontynentalnym, transoceanicznym, a wreszcie globalnym.

Integralną częścią wykładu prof. Roszkówny z historii odkryć geograficznych był rysunek wykreślany - w miarę upływu opowieści - kolorowymi kredkami na tablicy, np. trasy morsko-kontynentalnej Marco Polo (z ojcem i stryjem) do Chin. Morska droga z Wenecji do Akki, która w 1271 r. (początek wyprawy) utrzymywała się jeszcze wówczas w rękach templariuszy; stąd kontynuowana jako lądowa transkontynentalna. Między innymi prowadziła na wschód od Pamiru przez Kaszgar południowym obrzeżem Pustyni Takla Makan w Kotlinie Kaszgarskiej, okolicami „wędrującego” jeziora Łob-Nor, Pustynią Ałaszan do miasta Szangtu i Chanbałyku (dzisiejszy Pekin). Barwny szkic-mapka powstawał jako kombinacja różnych technik kartograficznych, w tym kopczykowej mapy średniowiecznej dla pasm górskich Tien-Szan, Ałtyn-Tag, G. Przewalskiego i G. Richthofena i symboli z współczesnego atlasu geograficznego, np. dla piasków pustyń i muru chińskiego. A pustynie (obszar kropkowany) był lokalnie wzbogacony symbolem wydm-barchanów zaczerpniętym z legendy mapy geomorfologicznej. W ten sposób na tablicy powstawał swoisty szkic „połowy” nie tylko odkrywczej podróży transazjatyckiej, ale też odręczny i symboliczny sygnalny pokaz ewolucji metod przedstawiania obrazu rzeczywistości geograficznej na mapie. Rysunki te były tak konstruktywnym uzupełnieniem treści werbalnej wykładu, że często my, studenci, kończyliśmy odrysowywanie „mapek” pani profesor na przerwie, po Jej wykładzie.

Tam, gdzie w partii wykładu nie powstawał topograficzny szkic podróży na tablicy, barwny opis odkryć geograficznych wzbogacały cytaty z dzienników podróży odkrywców. Najczęściej mówiły one o środowiskowej specyfice dotąd nieznanych mórz wybrzeży, wysp i lądów. Przykłado-wo, omawiała drugą wyprawę kpt. Jamesa Cooka (1772-1775) na Pacyfik, w której załoga, poszukując Terra Australis Incognita, zapowiadanej przez rzymskiego kartografa Pomponiusza Melę (I w. po Chr.), dotarła do 71° S, niespełna 200 km od bariery lodowca szelfowego Abbota, przy Ziemi Ellswortha u brzegów dotąd jeszcze nieodkrytej Zachodniej Antarktydy. Zacytowała fragment jego dziennika z odkrywczego rejsu. Był krótki, ale napawał grozą: „Padający deszcz ze śniegiem przymarzał do olinowania i zwieszał się soplami. Nasze liny były jak druty, żagle jak deski czy blacha [...] Zimno było tak przejmujące, że niemal nie do zniesienia” i na dodatek ta uwaga o głosach: „melancholijnego chrypienia niezliczonych pingwinów”, które doprowadzało utrudzonych żeglujących marynarzy prawie do stanu szaleństwa. A centralną osobą tego wszystkiego był mężczyzna w wieku lat 44, który z zimną krwią prowadził statek przez najbardziej niewyobrażalne sytuacje i trudy, James Cook. Ile geograficznej wyobraźni wzbudzały Jej wykłady, ileż zachęty niosły one ze sobą, wiemy my, którym było dane ich wysłuchać.

Na Jej wykładach z „historii odkryć geograficznych” wyczuwało się dążenie doc. L. Roszkówny do zjednoczenia z opisywaną naturą odkrywanych krain, wręcz wcielanie się wykładowcy w odkrywcze emocje tamtych pionierskich podróżników. W dydaktycznym porywie ujawniała swą skłonność do uniesień (olśnień), docierających niemal do stanów ekstatycznych. Była erudytką na najwyższym poziomie - i to był cenny wyróżnik Jej wykładów!

Dla nas, tamtych studentów I roku, była czarodziejką słowa. A zawsze wykładowcy akademickiemu dydaktykowi chodzi o trafną percepcję jego słowa (u słuchaczy). Chodzi o słyszenie (i rozumienie) wykładu podczas słuchania. Ale słuchanie-słyszenie Jej wykładu często przechodziło w „zapadanie się” w nim, tj. następowało - wyobrażeniowe myślenie (o tym, co usłyszeliśmy), a jednocześnie chwilowe niesłyszenie tego, co „teraz” pani Docent mówiła. Taka percepcja może być przedłużającą się chwilą przerwy w słuchaniu słowa bieżącego; lecz może też być cyklicznie przerywana i wznawiana, jako zmienny ciąg „słuchania” i „zapadania w myślenie” (a). Na wykładzie ma też miejsce „słuchanie” i szybkie „streszczające notowanie”, bez zbędnych natychmiastowych rozważań - bez „myślowego zapadania” (b). Obecni na wykładzie studenci uczestniczyli w nim w różny sposób (chociażby przykładowo - a, b), przez co ich (egzaminacyjna) wizja odkryć geograficznych mogła być dość znacząco różna. Tematyczne myślenie wyobrażeniowe studenta-słuchacza zaczynało się tam, gdzie kończyło się słyszenie słuchanego słowa.

Dla tych oczarowanych magią słowa i ulegających własnej wyobraźni, tj. dla tych niektórych słuchaczy wykładu, dla których słowa informujące były przerywane („rozrywane”) „zapadaniem myślowym” (a) był on inny niż dla tych skrzętnie notujących (b). W obu przypadkach percepcji wykład jako całość zarysowywał się odmiennie i był inaczej zapamiętany. Dla każdego z nich prof. Roszkówna miała jednak sposób na wydobycie studentów z „zapaści” wyobrażeniowej „zadumy” lub pasji „notowania” i pobudzenia ich do aktywnego słyszenia i zapamiętania.

Ludmiła Roszko dbała o to, by słowo opisujące dawną rzeczywistość, a nie dzisiejszą, było tamtej rzeczywistości możliwie najwierniejsze. Wykładowa podróż śladami wielkich odkrywców była jednocześnie prawdziwą i absolutną podróżą w głąb siebie! Jej wykłady były pełną integracją z do¬znaniami odkrywców. Przerzucała w ten sposób most prawdy pomiędzy odkrywczym i geograficznym poznawaniem świata doby i przestrzeni epok odkryć a słuchaczami Jej wykładów.

Program wykładów na UMK na kierunku geografia przewidywał przedmiot „geografia fizyczna Polski” na III roku studiów, jako wykład obligatoryjny dla całości roku. Ich treścią była problemowa charakterystyka naturalnego środowiska pojedynczych przestrzeni sferycznych Ziemi i ich fizjograficznego skutkowania na granicy lito- i atmosfery odniesionych do skali kraju; tyle w pierwszej części cyklu rocznych wykładów. Natomiast drugą część cyklu stanowiła systematyczna opisowo-problemowa specyfika wszystkich regionów fizycznogeograficznych Polski. Wzorcem podziału regionalnego Polski była podręcznikowa regionalizacja według prof. Stanisława Lencewicza i prof. Jerzego Kondrackiego z ich Geografii fizycznej Polski.

Prócz szczegółowego opisu fizycznogeograficznego regionu, potrafiła włączyć do wykładu elementarną symbolikę danego obszaru. Dla polskich Tatr uwypukliła ich orografię oglądaną z Gubałówki i Głodówki. Z krajo-znawczym zachwytem omówiła najbardziej znany w Polsce i symboliczny pejzaż wapiennego masywu Giewontu od strony północnej stromej, z jego patriotyczną legendą o śpiących rycerzach i z żelaznym krzyżem 12-metrowym górującym nad Zakopanym, Kotliną Podhala i wszystką Polską, aż do Bałtyku, jak wyszperałem w zapisie swej pamięci. Dla ewentualnych oponentów krzyża miała nawet „przygotowany” dowód naukowy prosto z „teki” agitatora-bałamuta: na północ od Giewontu nie ma na obszarze kra-jowym punktu wyższego ponad jego szczyt 1909 m n.p.m., jak potwierdzają to wszystkie odpowiednie mapy.

Omawiając Wyżynę Lubelską i Roztocze, włączyła do wykładu refleksję z podróży pociągiem z Lublina do Zamościa. W przedziale wagonu wsłuchiwała się w rozmowę miejscowych chłopów toczoną „piękną polszczyzną”, która w nich tkwiła jako echo wysiłków Akademii Zamojskiej (1595-1784), odległych przecież w czasie. Mówiąc o Zamościu - pięknym mieście renesansowym i rezydencjalnej twierdzy Rzeczypospolitej, dała próbkę koincydencji swego geograficznego i historycznego myślenia. Wspomniała mianowicie postać założyciela tego miasta - kanclerza, het-mana wielkiego koronnego i senatora Jana Zamoyskiego. Posłużyła się opinią o nim wygłoszoną przez Włocha Bonifacego Vanozziego (z roku 1596). Jej początek brzmi: „Pan Kanclerz jest mąż roztropny rozważny i bardzo biegły, z wielką mówi uwagą i znać, że się zastanawia nad tern, co mówi, a przeto z wolna odpowiada... Zwykle z cudzoziemcami rozmawia po łacinie lub z łatwością tłumaczy się w pięciu lub sześciu językach. Bardzo lubi naród włoski i zwykł mówić Patavium virum me efecit dlatego, że się uczył w Padwie i tam był rektorem...”.

Mogła o tym nie wspominać. Okazja, wszak, czyni nauczyciela i wychowawcę. Stąd, mówiąc o regionach Polski, często wzbogacała opis geograficzny dygresjami historycznymi lub kulturowymi, wychodząc z założenia, że to, co zachodzi w sferze ludzkiego działania (i oddziaływania), ma zawsze swą geograficzną lokalizację i może wywrzeć i pozostawić krajobrazowe piętno. Nadto, takie uwagi miały również swe zadanie perspektywiczne dla młodzieży studiującej. Oto bowiem gdziekolwiek młody geograf pojechał, gdziekolwiek by się znalazł, to stwierdzając obecność określonej (dla siebie) nowości, zobaczy - często też (tylko) - to, co ze sobą, a właściwie sobą samym, przywiózł.

Duch wychowawczy - wpleciony w proces merytoryczno-dydaktyczny studiów geograficznych - nie krępował młodzieży ani jej nie nużył, a okazywał się skuteczny. Prof. L. Roszko charakteryzowała finezja oddziaływania bez przymusu (sprawczego).

Teren - jako pole badań, kształcenia i wychowania

Istotnym działem pracy naukowo-dydaktycznej prof. L Roszkówny, a także Jej osobistego oddziaływania wychowawczego na młodzież było prowadzenie studentów w teren, wspólne w nim przebywanie i wędrowanie, i - najważniejsze - prowadzenie wspólnych badań w programie terenowego kartowania geomorfologicznego lub środowiskowo-krajobrazowego. W terenie objaśniała celowość wybranych metod badawczych i metodycznie ujawniała swój naukowy warsztat. Stojąc przed formą rzeźby terenu lub odsłonięciem geologicznym, potrafiła odłożyć swą wiedzę, autorytet swój i innych oraz stanąć w bezpośredniej konfrontacji z widzianym obiektem. Opisywała go tak, jak - w sensie tomistyczno-fenomenologicznym - Jej się jawił, czyli jak się prezentował jako fenomen przed „duchowym okiem badacza”. Do głosu dochodził tylko obiekt (samym sobą). Nie istniał wtedy żaden autorytet; i nie był on brany pod uwagę (w tym momencie). Ponieważ ogląd i wnioskowanie są ze sobą rozumowo ściśle powiązane, sam czysty ogląd wymaga doświadczenia i „chłodnego” treningu (ogląd bez interpretacji).

Profesor Roszko potrafiła wyłuskać i wskazać (zasygnalizować, opisać) tzw. „istotę każdego postrzeganego obiektu”, tj. w przypadku oceny geologicznej (sedymentologicznej) określić jako jego podstawową (fundamentalną) strukturę; np. warstwową, przemienną strukturę osadów Zastoiska Pasłęckiego (jako cechę rozpoznawczą środowiska sedymentacji). Z drugiej strony elementy morfometryczne i morfograficzne tychże osadów (a) i powierzchni geomorfologicznej (b) ich występowania (rozciągłości), wskazujące na zasięg środowiskowy zastoiska - z pozycji fizjograficznej - okazują się również istotne. Skojarzenie tych dwu spojrzeń - sedymen- tologicznego (a) i morfo-paleośrodowiskowego (b) - pokazywało, że każde z nich ma podstawowy ładunek istotności dla opisywanego obiektu (osadu i formy) i że te istotne cechy (przynależne) nie mają w relacji do siebie stosunku nad- lub podrzędności, a są równoważne i skorelowane w badaniu naukowym. Obydwa te elementy, a przez to obydwie drogi rozpoznania, są jednakowo ważne. Dlatego możemy je określić jako elementy egzysten¬cjalne. Zarówno istnieją egzystencjalna struktura poziomu zastoiskowego, kemu, sandru, jak i egzystencjalna rozciągłość przestrzenna tych form, zbudowanych z tych, a nie innych (w tym miejscu) osadów! 

Tę równorzędność cech respektuje też każda mapa, np. geomorfologiczna, paleogeograficzna, krajobrazowa i inne, gdyż istnieją na niej (jak w terenie) obiekty określonej budowy (struktury, facji) i rozciągłości prze-strzennej (pozioma morfo-geograficzna); i żadna z tych cech nie dominuje nad drugą. Są one całkowicie równorzędne i współistniejące. Zatem dany obiekt ma nie tylko strukturę, ale ma konieczną strukturę swej genetycznej egzystencji i ma nie tylko jakieś rozwinięcie przestrzenne, ale konieczny zasięg terytorialny (środowiskowy). Naszkicowano powyżej tylko fragment terenowej szkoły L. Roszkówny; „uchwycenie tej zasady - w każdym terenie - staje się nieodzowną metodyczną wskazówką właściwego doboru” miejsc odkrywek, sond wiertniczych, wkopów penetracyjnych, czyli obrania sposobu penetracji i miejsc jej lokalizacji w celu właściwego prowadzenia badań naukowych w terenie - jednocześnie polu kształcenia i wychowania młodego pokolenia geografów. Każdy z absolwentów geografii UMK, zarazem „Toruńskiej Szkoły Geomorfolgii” (Galona, Roszkówny, Niewiarowskiego, Wiśniewskiego), dobrze pamięta, ile nauczył się w terenie, jak ważne było to przeżycie dla młodych w bezpośrednim kontakcie z nauczycielem akademickim i w praktycznej relacji: Mistrz-Uczeń.

Już w 1925 r. filozof rosyjski Mikołaj Łosski (N. O. Losskij) pisał „o metodzie poglądowej w nauczaniu jako niezbędnej zasadzie dydaktycznej” (Łosski, 1997, s. 78-79); a prowadzenie studentów w terenie i stwarzanie w nim badawczej okazji bezpośredniego kontaktu naukowego z obiektami środowiska geograficznego przez L. Roszko - i geografów w ogóle - było i jest nadal, i całkowicie, „metodą poglądową”.

Znany filozof szkoły lwowsko-warszawskiej prof. Izydora Dąmbska - podobnie nękana w latach 60. jak L. Roszko - napisała w liście do dyr. Rybickiego (31 V 1963): „studia uniwersyteckie winny wychowywać młodzież przez zaprawianie jej do stosowania metod naukowej pracy, do samodzielności w myśleniu i przez rozwijanie w niej potrzeby bezinteresownego poszukiwania prawdy, a nie przez wytwarzanie w niej postaw ideologicznych [...] nie podzielam marksistowskiego poglądu na świat” (Jadczak, 1997, s. 122).

Profesor Ludmiłę Roszko cechowało jednocześnie myślenie pozytywne (nauczyć jak najwięcej w terenie) i konstruktywne (właściwy podział pracy, poprawa sytuacji zakwaterowań i dojazdów). Na jeden z jesiennych wyjazdów terenowych wymusiła na Dyrekcji Instytutu zakup ciepłych kurtek dla studentów. Jedno i drugie w praktyce badawczo-bytowej było od siebie zależne; poprawa warunków bytowych szybko skutkowała wydajniejszą pracą badawczą w terenie. Jej wypróbowana intuicja badawcza i sposób organizacji prac wychodziły naprzeciw bardziej kolektywnemu podejściu studentów do pracy „męskiej” (kopanie odsłonięć, wytyczanie profilów topograficznych i siatki wierceń) i wykształconej skłonności studentek do pracy indywidualnej (sporządzanie czystorysów map i profilów oraz opisów form skartowanego terenu). Wszyscy musieli mieć pracę i jednakowo poznać teren, by jednakowo wiedzieć; czyli byli równo i jednakowo godnie traktowani jako osoby w grupie ćwiczeniowej. Chłopcy na praktyce na ogół pracują zespołowo. Trzeba im wskazać takie miejsca - metodycznie i celowo wybrane - by w założeniu uzyskali pewność pozytywnego i ciekawego wyniku. Dziewczęta, z pewną dozą intuicji, przetwarzały uzyskane w terenie dane, by na zasadzie „efektu pola” - tj. także „efektu pola (wykreślanej) mapy” - zebrać w syntetyczną całość kartograficzną arkusza dane wielokierunkowej naukowej analizy terenu. Praktyki pod kierunkiem prof. L. Roszko były dobrą szkołą indywidualnego obowiązku i prawa do pracy zespołowej. Sądzę, że wszyscy studenci tego kierunku studiów doceniali dla swego wykształcenia wagę praktycznej nauki w terenie i sprawdzenia zasad koleżeńskiego i grupowego przebywania. Absolutną prawdą geografii i geomorfologii jest to, że „teren” kształtuje ich pod-ręczniki, jak i mapy - jako ukierunkowaną i łączną wiedzę przedmiotową.

W terenie prof. L. Roszko zwracała uwagę na konkretne, zlokalizowane z precyzją, miejsca; a więc nie mówiła: „spójrzcie w kierunku odsłonięcia”, lecz: zwróćcie uwagę na struktury osadu w każdej części facji. Podobnie, na rzeźbę moren czołowych lobu lidzbarskiego (rozwiniętego 10 km na S od Lidzbarka Warmińskiego, 163,4 m n.p.m.) kierowała uwagę studentów zachętą: proszę zwrócić uwagę na kontakty stoków wzgórza z obszarami bezpośrednio przyległymi, po proksymalnej i dystalnej stronie oraz stwierdzić ich charakter i istotę różnic. Jej pytania i wskazówki były zawsze kierowane na trafne postrzeganie i myślenie problemowe. Podkreślała to, że ogląd obiektu tylko z jednego miejsca i w określony sposób daje jedynie cząstkowy obraz; nie musi to być prawda (wystarczająco) pełna! Niektórzy słyszeli Jej terenową sentencję: Jeżeli prawda leży pośrodku, to różne (i tylko dostępne) drogi prowadzą do prawdy. Dlatego w badaniu geomorfologicznym i fizjograficznym tak ważny jest ogląd przestrzenny poszczególnych form i terenu jako całości. Wszechstronne i logiczne badanie finalne nie musi potwierdzać hipotezy roboczej a nawet istotności cząstkowych spostrzeżeń początkowych. Istnieje też niebezpieczeństwo dominacji interpretacji nad istotą faktów, które do końca nie zostały odkryte. Solidne naukowe rozwikłanie terenu to trudna sprawa; dlatego odległe w czasie stwierdzenie prof. dr. Rajmunda Galona: „Geomorfologia jest koroną nauk geograficznych” mieści dotąd i dla wielu tyle enigmatycznego ładunku.

Ważnym działem kształcenia było prowadzenie magistrantów. W ich zawodowym kształtowaniu geograficznym, więc i wychowaniu młodego pokolenia, ważne było zwrócenie uwagi na rolę i podstawową oddzielność dwu elementów pracy terenowej: a) postrzegania, czyli właściwej obserwacji priorytetowych (głównych) formy rzeźby terenu, jako materiału do poprawnego zsyntetyzowania lokalnych danych do obrazu mapy (lub syntetycznego profilu stratygraficznego) oraz b) logiki myślenia, tj. - podążania drogą właściwego powiązania analitycznie zebranych cech (odrębnych form i obszaru) w spójny system geomorfologiczny lub paleośrodowiskowy.

Przed wyjazdem na „swój” teren magistrant jest przygotowany poprzez aktywne uczestnictwo w seminarium specjalizacyjnym oraz czytanie literatury przedmiotowej (ogólnej) i regionalnej (dotyczącej wskazanego terenu i obszarów sąsiednich). Nadto, jak wszyscy prowadzący w IG, prof. Roszko wprowadzała magistrantów w specyfikę obszarów prac magisterskich odrębnym objazdem terenowym.

Kolejnym elementem przygotowania do magisterium - pierwszej pracy samodzielnej w terenie - było staranne dokonanie przedmiotowej preparacji mapy topograficznej, tzn. wykreślenie wstępnej (próbnej) mapy, np. geomorfologicznej lub krajobrazowej. Skończona preparacja mapy sugeruje - „co (prawdopodobnie) jest” na terenie badań, jest wstępną rejestracją i inwentaryzacją kartograficzną; ale nie ma rangi dokumentu, pozostaje sugestią do sprawdzenia! Dopiero mapa, która uwzględnia poprawne badania magistranta, dyskusję na objazdach kontrolnych i finalnym oraz po końcowym zreferowaniu tematu pracy zyska rangę (do czasu) dokumentu. I taka mapa mówi: „co (rzeczywiście?) tu jest; może być”. Oczywiście dzieło wieńczy tekst pracy magisterskiej.

Pani mgr M. Baczyńska-Kozieł, magistrantka Profesor Roszko i wieloletni kierownik Biblioteki IG UMK, uprzejmie udostępniła mi spis prac magisterskich wykonanych w latach 1955-1985 (bez okresu 1961-1963, który był czasem szykanowania władz polityczno-administracyjnych skierowanego przeciwko prof. L. Roszkównie). Było ich łącznie 117 (nadto, w dwu latach 1956 i 1972 nie prowadziła magistrantów). Na 26 lat pracy z magistrantami daje to średnio 4,5 pracy/rok; albo przemiennie 4-5 magistrantów co drugi rok. W pozyskanym spisie uwzględniono rok, imię i nazwisko magistranta, tytuł pracy, liczbę stron, sygnaturę IG UMK. Poniżej pogrupuję te prace według kierunku badań terenowych, podam ich liczbę w grupie tematycznej i jeden przykładowy temat pracy magisterskiej:

1. Geomorfologia glacjalna - 29 prac:

1.1. wysoczyzny - 20 (Jakubek Eugeniusz, 1960, Morfologia glacjalna okolic Pruszcza Gdańskiego, arkusz Orunia, 1 : 2500);

1.2. drumliny - 3 (Wiśniewski Edward, 1960, Obszar drumlinowy pod Gniewem);

1.3. moreny czołowe - 6 (Olech Stanisław, 1975, Zjawiska glacitektoniczne w morenach czołowych ostatniego zlodowacenia);

2. Geomorfologia fluwio- i limnoglacjalna - 9 prac:

2.1. sandry - 7 (Nowak Elżbieta, 1969, Sandr prabucki);

2.2. ozy-1 (KostrauMirosław, 1980,Morfogeneza ozówkisielickich);

2.3. zastoiska - 1 (Mróz Kazimierz, 1978, Morfogeneza północnej części Zastoiska Lidzbarskiego);

3. Geomorfologia limniczna - 3 prace:

3.1. misy jeziorne - 1 (Olszewski Ryszard, 1958, Morfologia i hydrografia jezior Mlewieckich);

3.2. brzegi jezior - 2 (Sierpnina Maria, 1976, Charakterystyka brzegów jeziora Jeziorak);

4. Geomorfologia fluwialna - 11 prac:

4.1. doliny rzeczne - 11, (Wiśniewski Ryszard, 1969, Morfologia doliny Dzierzgonki);

5. Geomorfologia denudacyjna - 16 prac:

5.1. zbocza dolinne - 15 (Jaworki Henryk, 1964, Morfologia strefy krawędziowej doliny dolnej Wisły na odcinku Gniew - Mała Słońca);

5.2. strefa krawędziowa wysoczyzn - 1 (Przedwojski Roman, 1966, Morfologia strefy krawędziowej wysoczyzny morenowej na od-cinku Pasłęk - Dzierzgoń);

6. Geomorfologia eoliczna - 5 prac:

6.1. wydmy - 5 (Piotrowski Andrzej, 1973, Wydmy między Górami Łosiowymi a Gardeją);

7. Geologia - 4 prace:

7.1. Budowa geologiczna - 2 (Wołkowicz Teresa, 1979, Budowa geologiczna Zastoiska Lidzbarskiego w świetle analiz laboratoryjnych budujących je utworów);

7.2. Osady i surowce - 2 (Wisińska Barbara, 1967, Surowce mine¬ralne Niziny Szczecińskiej);

8. Geografia fizyczna - 40 prac:

8.1. monografie (miast, gmin, gromad) - 10 (Świdzińska Jolanta, 1979, Charakterystyka fizyczno-geograficzna gminy Gronowo Elbląskie);

8.2. gospodarcze użytkowanie ziemi - 19 (Pasiuk Leon, 1977, Charakterystyka fizyczno-geograficzna gminy Kętrzyn i jej ocena przydatności dla rolnictwa, leśnictwa i turystyki);

8.3. krajobraz i przekształcenia - 8 (Gatz Wojciech, 1978, Prze-kształcenie środowiska naturalnego miasta Bydgoszczy pod wpływem gospodarczej działalności człowieka);

8.4. erozja gleb - 3 (Rataj Ryszard, 1978, Próba oceny stopnia za-grożenia erozją gleb wysoczyzny morenowej w południowo- -zachodniej części powiatu grudziądzkiego).

Ludmiła Roszko respektowała i z powodzeniem realizowała trójzwartą zasadę dydaktyczną Uniwersytetu: „badanie - kształcenie - wychowanie”. Tylko ten geograf fizyczny (geomorfolog i inni), który prowadzi (własne) samodzielne badania terenowe (B) może kształcić (nauczać); tylko wykształcony badacz z praktyką (K) może wychowywać, przysposabiać do badań własnych; tylko wychowany, tj. ukształtowany (W) może podjąć samodzielną drogę badań (Ba). Droga od badań - przez kształcenie - do wychowania nie jest stricte drogą badań - jest drogą przysposabiania do badań, a więc jest drogą dydaktycznego projektowania, czyli wykształcenia nawyku zbierania doświadczenia, stworzenia swoistej projekcji myślowej u studenta, który korzysta z tego „co aktualnie jest” po to, by w przyszłości (np. przy magisterium, doktoracie) dać sobie radę z tym „co być może”.

Profesor Roszkówna w swej pracy ze studentami w terenie wyczuwała kontekst i kierunek; sama dla siebie - w swym rozwoju naukowym - modyfikowała je. Widać to doskonale poprzez formowanie tematyki prac magisterskich; zaczęła od tematów ściśle geomorfologicznych, acz zróżnicowanych (w latach 1955-1970). Doszła do dominacji tematyki fizyczno-geograficznej w zakresie związanym z oceną środowiska geograficznego i krajobrazu (obszarów podstawowych jednostek administracyjnych), ich użytkowania rolniczego, leśnego i turystycznego oraz przekształceń przez człowieka (antroporzeźba, erozja gleby), które zaczęły dominować po 1970 roku (1971-1985). Być może, że prof. L. Roszkówna nie tylko prowadziła studentów; widać wyraźnie, że Ona sama prowadziła też siebie na coraz szerszej i bardziej praktycznej ścieżce zainteresowań naukowych.

Tematyka prac magisterskich jasno wskazuje, że od języka i nauczania (w terenie) myślenia badawczego (konfrontacyjnego) w trakcie kształcenia (w czasie K) przechodziła wyraźnie do zadań wychowania (W). Realizowała to drogą przejścia od myślenia konfrontacyjnego do myślenia konstrukcyjnego, wychodząc naprzeciw nowym potrzebom społecznym, czyli starając się przygotować najmłodsze (w Jej zasięgu) pokolenie lat 80. do - tegoż pokolenia - własnych potencjalnych badań na nowym wyższym poziomie.

W latach 1972-1977 prof. Roszko opiekowała się Studenckim Kołem Naukowym Geografów UMK, organizując wraz ze studentami w 1974 r. „Ogólnopolskie Seminarium SKNG” w Toruniu wraz trzydniową wycieczką terenową. Śladem przygotowań i samego wydarzenia, w naukowym ogólnopolskim życiu studenckim, jest odpowiedni przewodnik terenowy, którego trasa objęła najbardziej intrygujące krajobrazowo fragmenty pojezierzy Pomorza i Mazur oraz Warmię. Wyrazem dużego uznania Jej wiedzy i kom¬petencji dydaktycznych i pedagogicznych, przez tzw. centralny szczebel polskiej geografii, był Jej wybór do Komitetu Głównego „Olimpiady Geo¬graficznej” przy Zarządzie Głównym PTG, a finansowanej ze środków MEN.

Krajobraz przyrodniczy jako nieustający dawca

W autorskich „Notatkach” (2009, s. 152) zapisała: W terenie jestem dla studentów i nie mogę planować dnia dla siebie. A jaka była ponadto w tym terenie, na przykład w okolicach Dzierzgonia, możemy przeczytać w dalszym ciągu tej i następnej strony, pod datą 15 IX 1967. Ale miała nie tylko czas dla innych; chwile dla siebie też. Spory fragment zapisu z 16 IX 1967 r. (L. Roszko, 2009, Notatki, s. 153) to potwierdza: Od ludzi w dniu imienin dostaje się wiązanki kwiatów. Od Pana Boga dostałam - cały las! Bajecznie kolorowy, bogaty, przepiękny. Nie wiedziałam o istnieniu tego zakątka. Dotarłam do niego dziś, przypadkiem. Można było zachłysnąć się tym cudem. Ile gatunków roślinności, po drzewach wije się chmiel, jakieś bluszcze. Gąszcz jak w dżungli. Wszystko prześwietlone słońcem. Radość! Zanurzam się w zieleni, nagle - polana zalana słońcem, dookoła zwarty las, kolorowa zieleń różnych drzew, a pośrodku jakiś krzew obsypany czerwonymi jagodami. Purpura tych owoców tym żywsza, że skąpana w słońcu. Polanę pokrywa soczystej zieleni trawa - barwa o tej porze niespotykana. Murawa bez skazy. Aż dziw! Czy nikt tu nie chodzi? Tak blisko Malborka! Zaczarowany świat. Dochodzę do urwistego brzegu doliny Wisły. Spada w dół na kilkadziesiąt metrów. Dłonią niemal mogę dosięgnąć czubków drzew rosnących na skarpie. Iznów oplecione powojami, chmielem. Przepięknie. O, mój Boże, dałeś mi dziś tak prześliczny podarunek. Pamiętałeś, by mi sprawić radość. I chciałeś to uczynić. Wzruszenie i wdzięczność. Może na tym pomezańskim skrawku Dolnego Powiśla powróciła na chwilę do Wilna? Może po prostu pokazała nam, jak bardzo była dojrzałą kontemplacyjną osobą, osobowością o powiewie świętości. Tak wzniosłe oczarowanie niespodziewanie pięknym krajobrazem, w swych czasach wileńskich, H. Elzenberg przypisywał osiągnięciu przez człowieka w jego relacji z przyrodą „fazy ostatecznej”. Cechuje ją całkowite i głębokie uformowanie odczuć przyrodniczych i krajobrazowych. Natura „wnika” do indywidualnego osobowego wnętrza świadomości i, jak formułuje ten filozof, staje się udziałem „personalnego stosunku do świata”. Takie olśnienie cechuje „kontemplacyjne pogłębienie i odwrót” od „zewnętrzności świata”.

Spojrzenie prof. Roszkówny na krajobraz przyrodniczy jest pod względem estetycznym i filozoficznym zbieżne z koncepcją relacji człowiek-przyroda głoszoną i realizowaną przez prof. H. Elzenberga. W swym Kłopocie z istnieniem Elzenberg uznał, w zapisie pod datą 13 VIII 1936 r., że „przepych pól w ostatnie dnie przed żniwami, [...] stare brzozy [...] niby zwykłe, a tak jakoś świątynna droga wiejska z jej dwoma rzędami szumiących na wietrze topoli [...] brzegi wielkich rzek; - to jawna «Droga do nieba» (Legodzińska, 2003). Widać z tego, że obydwa miasta, i Wilno, i Toruń, jednakowo formatowały przedstawicieli różnych dyscyplin naukowych w ich relacji do natury.

Dla Ludmiły Roszko to, co geografowie określali skrótowo „teren”, był nie tylko obszarem „badań - kształcenia - wychowania”, ale też osobistych (samotnych) uniesień. Od Niej teren otrzymał prócz wzmiankowanej triady jeszcze jedno zadanie, jedną rolę: pobudzania wzlotów ludzkiego ducha. Piękno to zespół cech, które wprowadzają obserwatora w zachwyt. Jest ono raczej trudno definiowalne. Prof. Roszkówna była na tle innych nauczycieli akademickich - osobą piękną, przede wszystkim jako człowiek. Dopiero na drugim miejscu była osobą kompetentnie mądrą, oczytaną, dydaktycznie sprawną. Była więc też nauczycielem akademickim sforma¬towanej pełnej wartości. Miała wdzięk - swej głębi człowieczeństwa. Taką była, choć nie wszystkim tę osobową cechę ujawniała. Trzeba było zasłużyć swym oddaniem: „geografii - Polsce - kościołowi/religii” - by uznała ona szlachectwo takiego studenta.

Ktoś, kto nie znał Profesor L. Roszko, nie mógł, nawet myślą, rozpoznać Jej wielkości ani zauważyć jej wyjątkowych cech w drobnej kobiecej postaci zmierzającej - z rulonem map pod ręką - zadrzewioną ulicą Bydgoską do „zakładu” na ul. Fredry 6/8.

Uwagi końcowe

Profesor Ludmiła Roszkówna, człowiek i nauczyciel akademicki, była (zawsze i jednocześnie) ambitna, służąca pomocą i konsekwentna. W życiu wiodły Ją trzy służebne pasje: religia (i Jej wiara) - geografia (Jej wiedza i służba) - własne samodoskonalenie (Jej wola i dążenie). We wszystkim, co robiła, była niezrażającą się i nieupadającą wobec przeciwności pasjonatką dobrych zamiarów, służby i dalekowzrocznych celów. Postępowała uczciwie, i jak wielu sądziło, ze zbyt dużą skromnością wobec siebie samej. Traktowała poważnie i głęboko swą religię katolicką, swą wileńską i toruńską ojczyznę i obowiązki na swych uniwersytetach (USB i UMK). Była człowiekiem godnym i, co zwykle idzie w parze, dużego męstwa. Swoją pozytywną aurą otaczała i chroniła godność innych ludzi. Miała swą silną opozycyjną osobowość.

Swój charakter otrzymała po rodzicach - ojcu Rosjaninie i matce kresowej Polce. Swą indywidualność wykształciła zarówno w domu rodzinnym, jak i macierzystym dostojnym Uniwersytecie Wileńskim; szczególnie w kręgach oddziaływań prof. dr. M. Limanowskiego i prof. dr. E. Passendorfera. W obrębie Jej indywidualizmu mieszczą się: Wileńska Szkoła Geografii, Geologii i Historii. Wreszcie Jej osobowość nastawiona była - zawsze dla Niej i wszędzie - na Najwyższego Boga, dawcę najwyższych wartości. Kształtowały Ją blaski i cienie Jej geograficznej pracy, posłannictwa, poczucia wolności i całości trosk i efektów życia. Swą osobowością była cały czas nastawiona na wolność i wartość. Jej czas w pewnym sensie (może filozoficznym) stał w miejscu, co wyraziła autosentencją: wczoraj czy dziś to jedno życie (L. Roszko, 2009, s. 137), czas dla Niej był jak „muzyczna fraza” ciągu wydarzeń; ale czas też aktywnie i szybko biegł (w „teraźniejszą” przyszłość), co sformułowała 30 VII 1957 r., autorskim nakazem dla samej siebie: czuwać nad czystością intencji (2009, s. 32).

Cały więc swój czas prowadziła heroiczny trud i walkę na polu - możliwie - pełnowymiarowego doskonalenia swej tożsamości. Jest takie piękne rosyjskie słowo: „widzenie rozumem”, tłumaczone przez Wielki słownik rosyjsko-polski (1980, t. II, s.1341) jako: „kontemplacja”. Ale w tłumaczeniu J. Pawlaka pracy Łosskiego (1997, s. 75 i dalej) brzmi ono: „intuicja intelektualna” (lub „naoczność intelektualna”). „Teren” - zawsze bliski i nieodzowny geografom - jest stale czaso-przestrzennym bytem realnym. I jako taki jest dostępny zmysłowemu postrzeganiu, a przez to również myślowemu (myślowo-wyobrażeniowemu) poznawaniu. Intuicja intelektualna była tak istotna w podejściu - do szkicowania, a potem rozwiązywania problemów - dla profesor Roszkówny, właśnie, w dziele wstępnej preparacji map lub badań terenowych, gdyż to intuicjonizm podkreślał wyraźnie, że metoda (każda) „podporządkowana jest przedmiotowi” (Łosski, 1997, s. 77), a nie odwrotnie. Możemy nawet powiedzieć o intuicyjno-rozumowym doborze narzędzia do rozwiązywa¬nia problemu. Intuicjonizm jest pewną zdolnością myślenia (ukierunkowania myślenia) spekulatywnego, mającego przecież miejsce w doświadczeniu geograficznym, np. paleogeograficznym, zresztą równoległym bądź zbieżnym, do poznawanych faktów (Pawlak,1997, s. 69).

Formowanie Jej osobowości było zbieżne z dziecięco-panieńskim krzepnącym rozwojem intelektualnym. Istnieje jednak kwestia, jak wspomniano, jego początku: od kiedy L. Roszko chciała zostać przyrodnikiem-geografem? Czy stało się to nagle, przez „olśnienie”, czy stopniowo? Czy skłoniły Ją do tego osobiste wędrówki, wycieczki, samotne spacery po okolicy w wieku lat 6-9 czy dopiero okoliczności doznawane w wieku 10-15 lat życia? Oznacza to, że pytamy, czy ważniejsze w tym względzie dla Niej jako Ludmiły Rożkovej było oddziaływanie równinnych obszarów Rosji (Smoleńsk, Murom) i południowej Ukrainy czy okolic Wilna - Trok dla Niej już jako Ludmiły Roszkówny (Roszko). A może były to ostatnie lata gimnazjum (1930-1933), gdy miała 17-20 lat. Jest ona dobrym przykładem jednostki, która trzyma się - wbrew przeszkodom - własnego stylu istnienia. Szczególnie silnie uwidoczniło to się po okresie szykan lat 1960-1963. Dążenia osobiste tym różnią się od innych form motywacji, że przyczyniają się do scalenia osobowości.

Profesor L. Roszko wiedziała, że właściwe i zajmujące nauczanie nie może poprzestawać wyłącznie na bodźcu, pobudzeniu emocjonalnym i intelektualnym, na skojarzeniach czy reakcji. Musi też uwzględniać subiektywne wnętrza odbiorców i zasady organizacji osobowości słuchacza. Jej oddziaływanie było stale przez Nią kontrolowane. A przez to zakres Jej geografii fizycznej lub geomorfologii był często szerszy, pozapodręcznikowy, funkcjonalny, a przez to - w sensie wychowawczym - po części strukturalno-formacyjny.

Towarzyszyła Jej ciągła świadomość, że kluczowym czynnikiem osobowości jest sumienie człowieka. Jest ono kontrolerem ludzkich impulsów i mechanizmów przystosowawczych. Sumienie uczy wyboru, doradza przyjęcie lub odrzucenie. Sumienie - wie! Kształtowała Ona sumienie wolne od strachu, a obligujące poczucie obowiązku wobec wartości. Obowiązku, który przestaje być tożsamy z poczuciem przymusu. Poczucie obowiązku przez Nią kształtowane utrwalało w studentach - nabywaną świadomość powinności. Jej geograficzna wiedza, ogromna kompetencja dydaktyczna, poziom moralno-etyczny i miara Osobowości utrwalały w studentach świadomość dochodzenia do prawdy wieloma (dopuszczalnymi) drogami.

Geografia była dla L. Roszko rodzajem celebracji Boga i drogą uświęcania człowieka - siebie samej (i innych). I drogą, sposobem i treścią wzbogacenia u studentów ich wiedzy oraz podnoszenia i krzepnięcia ich intelektu i kultury! Formułowała swym słowem i postawą (krytykowaną i zwalczaną przez marksistów) triadę edukacyjną: „Bóg - wysiłek dydaktyczno-wychowawczy nauczyciela akademickiego - pozytywny odbiór u studentów”. Tę triadę uważała za obowiązującą siebie - w terenie, na sali wykładowej i w swoim, jakże skromnym, gabinecie - i zawsze starannie, i z taktem, formułowaną i przekazywaną.

Postscriptum: to, co winno być dodane

Wysokie (moralne) poczucie zawodowej powinności uczonego, nauczyciela akademickiego - dydaktyka i niezrównanego wychowawcy studiującej młodzieży ułatwiało prof. dr Ludmile Roszko wszelkie pozytywne działania interpersonalne. Każdego studenta traktowała jako nieprzypad-kowo spotkaną osobę, którą należy nieustannie wprowadzać na wyższy poziom poznawczy w zakresie nauk o Ziemi (i człowieka na tej planecie), ale równocześnie windować go na taki stopień kultury etycznej, by każdy pojedynczy student osiągał pozycję osoby moralnie wolnej, wartościowej i życiowo decyzyjnej.

Obce Jej było postępowanie prowadzące do redukcji najwyższych wartości i w konsekwencji do degradacji człowieka! Moja, ponad 40-letnia, znajomość tej Osoby z pozycji studenta i pracownika IG UMK tej samej specjalności, wreszcie przez ostatnie 19 lat Jej życia mieszkańca tej samej kamienicy przy ulicy Konopnickiej 20, upewnia mnie w przekonaniu, że opinia wyrażona w poprzednim zdaniu jest w zasadzie miary matematycznego pewnika. Wielu studentów doznawało z Jej strony ludzkiego i obywatelskiego dowartościowania, opiekuńczej - w tym materialnej bądź finansowej - troski oraz niekrępującej życzliwości. Prócz wiedzy studenta ważnym dla Niej był jego wzrost duchowy; nawoływała do poszukiwań i pomnażania wartości. Zabiegała u młodzieży akademickiej o twórczą wytrwałość i jej trwałą świadomość istnienia w sobie Duszy, dźwigającej w każdym człowieku moralny ciężar jego życia.

Jej stosunek do kształconych i kształtowanych studentów-wychowanków wynikał z osobistych wymogów Jej rozwiniętego i dojrzałego sumienia. Cechą Jej twórczej osobowości, wyróżniającej się w plejadzie polskich geografów i geomorfologów, było to, że zawsze postrzegała i traktowała nawet najskromniejszego człowieka w „polu odpowiedzialności” - odpowiadała na wartości i przez swe działania akademickie czynnie starała się być odpowiedzialną za „model” etyczny innych (K. Wojtyła, Osoba i czyn, 1969).

Jej „Notatki” (2009) wskazują najdobitniej, że była Osobą o stabilnym „jądrze” moralnym, codziennie się kontrolującą, a jednocześnie i wciąż nieustannie korygującą aktywa swego życia. Można powiedzieć, że w święcie polskiej geografii była człowiekiem-twórcą, wyprzedzając zadania czasu (epoki duchowej ewolucji ludzi) - w praktyce swego postępowania - wdrażaniem w postać swej Osobowości wielu aspektów twórczości - jako „sposobu myślenia”, jako „osobistej dramy życia”, jako „stylu zachowania”, jako „postawy”, jako „formy działania i kontaktu, jako „transgresji osobistego oddziaływania”. W tym względzie była całą sobą „twórcą samej siebie”. To można było zauważyć; tę niezbywalną cenność Jej życia, którą była gotowa dzielić się z drugim człowiekiem. I to był najcenniejszy aspekt Jej nie tylko geograficznego życia!

W Jej twórczej geograficznej egzystencji był moment zawahania; chyba jedyny. W pewnym sensie był to epizod oddalenia się od geografii, myśl pozostawienia jej poza sobą. Czy można taką myśl zrealizować mając prawie 30-letnią perspektywę kontynuacji swej intelektualnej pasji badawczej i dydaktyczno-wychowawczej? Nie! Ofiara byłaby zbyt duża, niewyobrażalna. Pozbawiona sensu. Strata za wielka. Szczęśliwie dla to-ruńskiej geografii było to chwilowe „kołatanie” emocjonalne, a nie za-wodowe i trwałe zwątpienie w merytoryczne (geograficzne) dzieło swego życia. Nie wynikało ono z własnej woli, lecz spowodowała je (niezrozu-miała w nauce) szarża marksistowskich sił ciemności na Ludmiłę Roszko na przełomie lat 1960/1961.

Dla porządku, wspomnijmy o pewnym enigmatycznym dylemacie egzystencjalnym — być może pojawia się on głównie w kreatywnej naturze twórców - polegającym na tym, że dla ludzi wybitnie aktywnych pojawiają się okoliczności (czas), w których ujawnia się ich koronna umiejętność filozoficzna (egzystencjalna) - zdolność „uwolnienia się od własnych spełnień”, nabrania do nich dystansu. A nawet, uznania swych dokonań nie za własne, jakby posadowione obok danej osoby - istniejące, lecz nie własne. Taki rozziew między tym, co się zrobiło, uprawiało, ceniło jako własne i co zostało uznane przez innych (dokonania), a samą sobą, tj. Profesor Ludmiłą Roszko, jako osobą twórczą na wielu polach nauki, dydaktyki i wychowania - z korzyścią dla polskiej geografii - nie nastąpił (wbrew wiadomym dążeniom!).

Profesor Ludmiła Roszkówna, znana z batalii o stały wzrost własnych możliwości i rangę swych dokonań, znajdowała niewyczerpane źródła energii w oparciu o silną, ufną wiarę, trwałość zasad moralnych i powołanie do służby społecznej człowiekowi. Geografia toruńska po okresie 1960-1963 zyskała prof. dr Roszko jeszcze silniejszą, jeszcze bardziej twórczą, jeszcze skuteczniej oddziałującą na studentów i współpracowników w Instytucie Geografii oraz uznany autorytet, prawdziwy kresowo-wileński ludzki klejnot Uczelni i miasta Torunia.

Źródło: Ludmiła Roszko (1913-2000), wybitny geograf i współzałożycielka Instytut Miłosierdzia Bożego w setną rocznicę urodzin, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Miłołaja Kopernika, Toruń 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz